Polska wprowadza nowy typ wizy D dla przedsiębiorstw

Centrum wizowe Polski wprowadza nową kategorię wiz typu D – „Przedsiębiorstwa”. Jest ona przeznaczona dla osób, które otrzymują zaproszenia od firm wpisanych do specjalnego rejestru przedsiębiorców. O zmianach poinformowało centrum wizowe VFS Global.

Dlaczego wprowadzono zmiany

Od 1 czerwca 2025 roku w Polsce obowiązuje ustawa o zasadach powierzania pracy cudzoziemcom. Wprowadziła ona priorytetowy tryb rozpatrywania wniosków o wizę i zezwolenie na pracę dla cudzoziemców zatrudnionych u przedsiębiorców wpisanych do specjalnego wykazu, prowadzonego przez Ministerstwo Gospodarki.

Kto znalazł się na liście

Na dzień 3 listopada 2025 roku na liście znajduje się ponad 2,4 tys. podmiotów gospodarczych. Nie wszystkie jednak mają kluczowe znaczenie dla polskiej gospodarki. Jak zauważyła Gazeta Prawna, wśród nich są m.in. piekarnia, mała cukiernia, sklep z karmą dla zwierząt, producenci akcesoriów do sauny, a nawet… puzzli.

Dzieje się tak dlatego, że do wykazu trafiają przedsiębiorstwa, które skorzystały ze wsparcia przewidzianego w ustawie z 10 maja 2018 roku o wspieraniu nowych inwestycji. Mogą to być zarówno duże firmy, jak i małe lub nawet mikroprzedsiębiorstwa.

Na liście znajdują się także firmy, które otrzymały inne formy pomocy publicznej, m.in.:

  • podpisały umowę grantową w ramach Programu wspierania inwestycji o istotnym znaczeniu dla polskiej gospodarki na lata 2011–2030,
  • zawarły umowę o wsparciu zgodnie z rozporządzeniem ministra rozwoju i technologii z 29 września 2023 roku, które przewiduje pomoc dla projektów inwestycyjnych o strategicznym znaczeniu dla transformacji w kierunku gospodarki zeroemisyjnej.

„Babcia widziała wnuka tylko raz”. Białorusin pod ochroną międzynarodową walczy o wizy dla rodziców

Maksim (imię zmienione) od kilku miesięcy próbuje sprowadzić do Polski rodziców z Białorusi. Sam nie może do nich pojechać ze względu na prześladowania w ojczyźnie – w Polsce przebywa pod ochroną międzynarodową. Kilkakrotnie pisał już do polskiego konsulatu w Grodnie i trzykrotnie do MSZ, ale na razie bez skutku. Swoją historią podzielił się z MOST.

„Jak dzwonię po rejestracji – mama płacze”

Rodzice Maksima mają też inną możliwość przyjazdu do Polski. W kraju mieszka kuzynka jego ojca, która posiada polskie obywatelstwo. Wcześniej rodzice jeździli do niej bez problemów. Teraz również wystawiła im zaproszenie.

Problem w tym, że obecnie bardzo trudno zapisać się na złożenie dokumentów wizowych. Terminy znikają w kilka sekund, a przejście wymaganej weryfikacji online bywa kłopotliwe nawet dla młodych ludzi, nie mówiąc już o osobach starszych.

– Jak dzwonię po rejestracji, mama płacze – opisuje Maksim serię nieudanych prób zapisania rodziców na wizytę.

Rodzice korzystali nawet z usług pośredników, ale przez długi czas również to nie przynosiło efektów.

Ochrona międzynarodowa – osobna procedura

Zasadniczo zaproszenie mogą wystawić obywatele Polski, cudzoziemcy z prawem stałego pobytu (stały pobyt lub karta rezydenta UE) oraz ci, którzy legalnie i nieprzerwanie mieszkają w Polsce przez ostatnie pięć lat. Za nieprzerwane uznaje się pobyt, jeśli żaden z wyjazdów nie przekroczył sześciu miesięcy, a łącznie nie były dłuższe niż 10 miesięcy w ciągu pięciu lat.

Jednak wobec cudzoziemców pod ochroną międzynarodową (posiadających status uchodźcy lub ochronę uzupełniającą) wymóg pięciu lat nie obowiązuje. Mogą oni w dowolnym momencie wystawić zaproszenie dla rodziny – nie wojewódzkie, lecz notarialne. Potwierdzało to również polskie MSZ. Należy także udokumentować więzi rodzinne między zapraszającym a zapraszanym.

Problem polega na tym, że dla krewnych na Białorusi pójście do centrum wizowego z zaproszeniem i dokumentami osoby pod ochroną międzynarodową może być ryzykowne. Dlatego konsulaty nierzadko wychodzą naprzeciw takim sytuacjom.

Zaleca się, by zapraszający wysłał do konsula e-mail z tematem „Zaproszenie dla krewnego od osoby ze statusem ochrony międzynarodowej”. Do wiadomości należy dołączyć skany notarialnie potwierdzonego zaproszenia, dokumentów potwierdzających pokrewieństwo, kopię paszportu lub karty pobytu zapraszającego, a także paszport i meldunek zapraszanego.

W treści maila trzeba opisać sytuację i poprosić o wyznaczenie terminu bezpośrednio w konsulacie, aby zapewnić bezpieczeństwo krewnym na Białorusi. Pracownik konsulatu kontaktuje się z wnioskodawcą i umawia rodziców na złożenie dokumentów wizowych.

MOST zna kilka udanych przypadków, gdy Białorusinom udało się sprowadzić krewnych z obwodu brzeskiego tą właśnie drogą. Rodzice Maksima podlegają pod konsulat w Grodnie.

„Według legendy nie utrzymuję kontaktu z rodzicami”

Maksim postanowił połączyć dwa rozwiązania: skorzystać z zaproszenia swojej ciotki, a jednocześnie napisać do konsula z prośbą o wyznaczenie terminu przyjęcia dla rodziców bezpośrednio w konsulacie.

Warto podkreślić: nie spotkaliśmy się z oficjalnymi wyjaśnieniami polskich instytucji, które wskazywałyby, że takie „połączenie” procedur może zadziałać. Maksim odpowiada na to jednak inaczej: – Jaka to dla konsula różnica, od kogo pochodzi zaproszenie? Ważne, że dana osoba ma prawo zaprosić do siebie rodzinę. – W piśmie opisał swoją sytuację, dołączył dokumenty potwierdzające i zaznaczył, że chciałby dołączyć zaproszenie od krewnej.

Dlaczego więc nie skorzystać ze standardowej drogi i nie zaprosić rodziców we własnym imieniu? Maksim tłumaczy to względami bezpieczeństwa. Białoruskie służby mają wobec niego liczne zarzuty natury politycznej.

– Według legendy nie utrzymuję kontaktu z rodzicami. [Przez mnie] przychodzi do nich milicja – mówi.

Do konsulatu w Grodnie Maksim pisał już trzykrotnie. Na jedno z pism otrzymał odpowiedź, że z powodu braków kadrowych rodzice muszą ubiegać się o wizę na ogólnych zasadach.

Mężczyzna zwracał się również do polskiego MSZ i dwóch departamentów tego resortu, a także próbował napisać bezpośrednio do szefa MSZ Radosława Sikorskiego – za pośrednictwem jego regionalnego biura poselskiego (obecnie Sikorski nie jest już ani posłem, ani europosłem).

„Udało się zarejestrować jakimś cudem”

W czasie emigracji w rodzinie Maksima urodziło się trzecie dziecko.

– Babcia widziała wnuka tylko raz – mówi mężczyzna. Stało się to jeszcze wtedy, gdy obowiązywała poprzednia wiza.

Wkrótce żona Maksima wraca z urlopu macierzyńskiego i rodzina miała nadzieję, że opieką nad maluchem zajmie się babcia, gdy tylko uda się jej uzyskać wizę. Na razie jednak wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem.

Podczas gdy Maksim pisał pod wszystkie znane sobie adresy, szczęście uśmiechnęło się do jego ojca.

– Za dziesiątym razem udało się zarejestrować jakimś cudem – złożył dokumenty wizowe – opowiada mężczyzna.

Ojciec Maksima otrzymał już polską wizę na podstawie zaproszenia siostry i ma nadzieję spotkać się z synem. Kiedy Białorusin zobaczy się z mamą – pozostaje niepewne.

Czy można podróżować po strefie Schengen z jednokrotną polską wizą? Prawnicy odpowiadają

Niektórzy Białorusini otrzymują polskie wizy typu D z adnotacją „1 wjazd” (jednokrotna / single entry). Prawnicy inicjatywy Partyzanka wyjaśnili, czy z taką wizą można jeździć po krajach strefy Schengen.

— Wiza typu D z adnotacją „1 wjazd” (jednokrotna / single entry) oznacza, że ma Pan/Pani prawo jednokrotnie przekroczyć granicę Polski i pozostać tutaj przez cały okres wskazany w wizie. Nawet jeśli taka wiza została wydana na 365 dni pobytu, nie uprawnia ona do wielokrotnego wjazdu do Polski.

— Jeśli wyjedzie Pan/Pani z Polski na podstawie takiej wizy, na przykład na Litwę, nie może Pan/Pani wrócić do Polski. Aby to zrobić, potrzebna jest nowa wiza lub inny dokument pobytowy. Ta zasada opiera się na Konwencji Wykonawczej do Układu z Schengen.

 

Młodzi Białorusini chcą studiować w Polsce, ale mają problemy z wizą

W Mińsku Białorusini napotkali problemy przy próbie uzyskania polskiej wizy studenckiej dla dziecka poniżej 15. roku życia. O sprawie redakcji MOST opowiedział czytelnik, którego rodzina znalazła się w takiej sytuacji.

Jak relacjonuje, Ignacy (imię zmienione) ukończył na Białorusi dziewiątą klasę i planował kontynuować naukę w Polsce. Rodzina miała potwierdzenie przyjęcia chłopca do polskiego technikum i zamierzała złożyć wniosek wizowy wraz z kompletem wymaganych dokumentów.

Jednak pracownicy centrum wizowego uprzedzili, że nie będzie to możliwe. Według rozmówcy MOST powoływali się oni na wewnętrzną zasadę obowiązującą w regionie mińskim: dokumenty na wizę studencką dla dziecka poniżej 15. roku życia nie są przyjmowane bez specjalnej zgody konsulatu. Jaki to dokument i na jakiej podstawie obowiązuje — nie wiadomo. Rodzicom nie podano ani jego nazwy, ani numeru.

Na stronie centrum wizowego brak jakichkolwiek informacji o takim ograniczeniu. Bot na stronie VFS Global informuje, że nie ma ograniczeń wiekowych przy składaniu wniosku o wizę typu D — wystarczy potwierdzenie przyjęcia do placówki edukacyjnej. Centrum wizowe nie ma też uprawnień, by żądać zgody z konsulatu — jego zadaniem jest wyłącznie przyjmowanie dokumentów i danych biometrycznych.

Mimo to niektórzy agenci wizowi, z którymi redakcja MOST skontaktowała się podając się za zaniepokojonych rodziców, potwierdzili: dzieciom poniżej 15. roku życia rzeczywiście odmawia się przyjęcia dokumentów. Jeden z konsultantów wiązał to z nadchodzącymi zmianami w białoruskim Kodeksie edukacji, które mają wejść w życie 1 września. Zgodnie z nowymi przepisami dzieci mieszkające na Białorusi powinny uczęszczać do białoruskich placówek edukacyjnych.

– Rodzice są zmuszeni przesuwać terminy rozpoczęcia nauki, rezygnować z planów lub szukać sposobów obejścia przepisów –opowiada czytelnik.

Z kolei konsultant wizowy z innego miasta niż Mińsk odpowiedział, że na jego terenie nie obowiązują żadne zakazy przyjmowania dokumentów od dzieci poniżej 15. roku życia. Według niego do złożenia wniosku wystarczy zaświadczenie o przyjęciu do polskiej szkoły (jako potwierdzenie celu podróży) oraz standardowy pakiet dokumentów: akt urodzenia dziecka, notarialna zgoda drugiego rodzica (jeśli dokumenty składa tylko jedno z nich) i inne dokumenty wymienione na stronie centrum wizowego.

Prokuratura w Polsce wszczęła postępowanie przygotowawcze w sprawie wiz PBH. Otrzymywali je głównie białoruscy specjaliści IT

Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze wszczęła postępowanie przygotowawcze w sprawie programu wizowego Poland. Business Harbour (PBH). Wizy w ramach tej inicjatywy otrzymywali głównie białoruscy specjaliści IT.

Program Poland. Business Harbour został uruchomiony w 2020 roku w celu przyciągnięcia do Polski specjalistów i firm technologicznych z Białorusi. Później rozszerzono go na inne kraje byłego ZSRR. Program obejmował możliwość uzyskania wizy krajowej D23, wsparcie prawne przy relokacji, pomoc w kontaktach z samorządami oraz inwestorami. 26 stycznia 2024 roku Polska zamknęła program z powodu wątpliwości co do właściwego wykorzystania wiz.

Jak poinformowała prokuratura, śledztwo ma ustalić, czy „doszło do przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków” przez osoby odpowiedzialne za realizację programu PBH w latach 2020–2023.

Z ustaleń wynika, że do polskich konsulatów miały trafiać pisma z zaleceniem priorytetowego rozpatrywania wniosków obywateli Białorusi pracujących w branży IT i spełniających warunki programu PBH, a także członków ich rodzin.

Ponadto konsulowie na Białorusi mieli być instruowani, by przyjmować wnioski wizowe także od obywateli innych państw, jeśli byli zatrudnieni w firmach, które relokowały pracowników do Polski. Wymagane było wówczas zaświadczenie od pracodawcy, który uzyskał rekomendację do udziału w programie PBH.

Śledczy zbadają również, w jaki sposób program PBH został rozszerzony na inne kraje: Ukrainę, Rosję, Armenię, Gruzję i Mołdowę.

Sprawa PBH

Sprawa PBH stała się częścią prowadzonego w Polsce dochodzenia w ramach tzw. „afery wizowej” — dotyczącej przekroczenia uprawnień przy wydawaniu polskich wiz. Podejrzewa się, że uproszczone zasady przyznawania wiz specjalistom IT mogły sprawić, że ich posiadacze nie przechodzili wymaganych procedur kontrolnych.

Ponadto od dłuższego czasu podnoszono, że do Polski przeprowadziło się jedynie 15% wszystkich posiadaczy wiz PBH.

Najwyższa Izba Kontroli (NIK) uznała, że program PBH był realizowany bez podstawy prawnej — nie był to program ministerialny i nie został zatwierdzony przez rząd. Nie istniał dokument, który określałby jego podstawy prawne, cele, założenia, uczestników ani spodziewane efekty.

Wcześniej informowano, że w nadużycia mogło być zamieszanych 11 urzędników, w tym byli ministrowie oraz były wicepremier.

Łącznie w ramach programu wydano około 95 115 wiz.

„Powiedział, że ten konsul już nie pracuje, i zaproponował zapis przez innego”. Jak Białorusini próbują zdobyć polską wizę przez „pośredników”

Uzyskanie polskiej wizy staje się dla Białorusinów coraz trudniejsze. Na termin rejestracji trzeba czekać miesiącami, a strona internetowa do zapisów regularnie się zawiesza. W takich warunkach coraz więcej pośredników oferuje swoje usługi, obiecując przejście przez skomplikowany system. Niektórzy z ich pomocą rzeczywiście otrzymują wizy, inni tylko tracą pieniądze. MOST porozmawiał i z jednymi, i z drugimi, a także z samymi „pomagaczami”, którzy obiecują wizę bez rejestracji i bez wizyt w centrum wizowym.

Obecnie zapisy na złożenie wniosku odbywają się centralnie — przez stronę internetową centrum wizowego VFS Global. Zamiast prostej rejestracji trzeba przejść wideoweryfikację — przesłać zdjęcie paszportu oraz zrobić selfie.

System miał wyeliminować pośredników, ale przez błędy techniczne stał się kolejną przeszkodą dla wnioskodawców. Strona nie wytrzymuje dużego ruchu, dlatego weryfikacja często się nie udaje.

Pomagacze, boty i radar — czym są i jak działają

W przejściu weryfikacji pomagają liczni pośrednicy wizowi, nazywani „pomagaczami”. W komunikatorach i mediach społecznościowych można znaleźć dziesiątki ogłoszeń — zarówno od osób prywatnych, jak i całych sieci posiadających własne systemy radarowe.

Radar to w istocie bot, który przez całą dobę monitoruje stronę VFS i wysyła powiadomienia o pojawieniu się wolnych terminów. W wersji darmowej sygnały te docierają z opóźnieniem, a w płatnej — natychmiast. Płatny dostęp do radaru kosztuje na przykład 35 rubli za dwa tygodnie lub 50 rubli za miesiąc. Sprzedawcy nie dają gwarancji, ale twierdzą, że ich bot zwiększa szanse na samodzielną rejestrację.

Można też kupić nie tylko dostęp do radaru, ale całą usługę „od A do Z” — czyli gotowy termin rejestracji.

Ceny zależą od regionu i warunków, ale średnio w Mińsku taka rejestracja kosztuje od 260 do 1000 rubli, w Brześciu i Grodnie — o 50–100 rubli taniej. Im mniejsza konkurencja w danym regionie, tym niższa cena.

Jedna z firm oferuje zniżki dla grup: około 800 rubli (906 złotych) za rejestrację grupy pięciu–sześciu osób.

„Po prostu miałam szczęście – coś im się zawiesiło”

Karina (imiona rozmówców zostały zmienione) zgłosiła się do „pomagacza” po trzech tygodniach bezowocnych prób złapania terminu na wizę studencką.

– Strona cały czas wyrzucała błąd, a na ostatnim etapie trzeba było przejść weryfikację selfie. To nie działało. W końcu musiałam zapłacić pośrednikowi 200 rubli (226 złotych) – opowiada. – Następnym razem będę już robić pobyt czasowy, bo uzyskanie wizy staje się nierealne i drogie.

Wiktoria zapłaciła pośrednikowi 500 rubli (566 złotych). Ale nawet z jego pomocą nie udało się od razu. I mimo to uważa, że miała wielkie szczęście.

– Przechodziłam weryfikację z sześć albo siedem razy – mówi. – W grudniu po prostu miałam szczęście: coś im się zawiesiło, terminy wisiały dłużej niż zwykle i zdążyłam. A w listopadzie nawet z pomagaczem i botem nic się nie udało.

Czasami system ustawia użytkownika w elektronicznej kolejce – i wtedy na ekranie może pojawić się komunikat w stylu „Oczekiwanie: ponad 1 rok”. W takiej sytuacji, nawet jeśli uda się przejść weryfikację, szanse na zobaczenie wolnych terminów są bliskie zeru.

– Teraz rzucają terminy nie na miesiąc, a maksymalnie na tydzień. Znikają w ciągu minut – wyjaśnia Wiktoria. – Ludzie zmieniają już po trzech–czterech pomagaczy, bo nawet z nimi się nie udaje. Moi znajomi próbują zapisać się już szósty miesiąc.

Rejestracja w innym regionie – alternatywny sposób

Jedną z alternatyw jest rejestrowanie się na złożenie dokumentów w regionach, gdzie łatwiej o wolne terminy. Problem polega jednak na tym, że złożenie dokumentów odbywa się zgodnie z miejscem zameldowania. Dlatego niektórzy pośrednicy oferują możliwość czasowego zameldowania w innym województwie wyłącznie w celu uzyskania wizy.

Rodzina Mariny z Mińska od razu zwróciła się do pośredników. Powiedziano im, że w stolicy kolejka sięga obecnie nawet pół roku. Agent zaproponował więc alternatywę: zameldowanie w obwodzie brzeskim, gdzie dostępnych terminów jest więcej.

Ogłoszenie znaleźli na platformie Kufar: kobieta z Pińska oferowała zameldowanie za 700 rubli (792 złotych) od osoby, plus kaucja – 1000 rubli (1132 złotych).

– Wyjaśniliśmy, że chcemy tylko dostać się do centrum wizowego – opowiada Marina. – Powiedziała: „Nie jesteście pierwsi”. Przyjechaliśmy i załatwiliśmy wszystko w jeden dzień.

Po zmianie miejsca zameldowania pośrednik zarejestrował rodzinę w centrach wizowych w obwodzie brzeskim. Za samą rejestrację pobrano 400 rubli (453 złotych) od osoby (zamiast 450 w Mińsku), oddzielnie rodzina zapłaciła opłatę serwisową oraz koszty podróży do Pińska. W sumie cały proces uzyskania wizy kosztował około 1500 rubli (1700 złotych) na osobę.

System „rejestracja konsularna”

Oprócz standardowej rejestracji przez VFS Global, na czatach krąży temat tzw. „list konsularnych”. Według użytkowników, niektórzy pośrednicy współpracują bezpośrednio z konsulatem i mogą załatwić wizę bez konieczności stania w elektronicznej kolejce.

W jednym z czatów znaleźliśmy Anastazję, która twierdzi, że właśnie w ten sposób otrzymała wizę. Skontaktowaliśmy się z nią w imieniu osoby, która pilnie potrzebowała wizy, i poprosiliśmy o szczegóły.

— Znalazłam numer kobiety, która pomogła załatwić zapis przez konsula w Grodnie. Wszystko poszło szybko, a po tygodniu miałam już wizę w paszporcie — opowiada.

Według niej taka usługa kosztowała 1100 euro, a dodatkowo trzeba było opłacić rejestrację w Grodnie (100 rubli – 113 złotych), ubezpieczenie (145 rubli – 164 złotych), wypełnienie wniosku wizowego (50 rubli – 56 złotych) i opłatę konsularną.

— Teraz moja znajoma korzysta z tej samej pośredniczki — już za 1200 euro. Ceny rosną jak na drożdżach — dodaje Anastazja.

Anastazja chętnie udostępnia kontakt do pośredniczki — Walentyny. Ta natychmiast proponuje rozmowę telefoniczną, dopytuje, dla kogo dokładnie potrzebna jest wiza i gdzie ta osoba jest zameldowana. Kiedy słyszy, że chodzi o mamę z obwodu mińskiego, wyraźnie się ożywia. Szybko podaje listę wymaganych dokumentów:

— Ubezpieczenie kosztuje 125 rubli (141 złoty), zameldowanie w Grodnie — 100 (113), wniosek wizowy — 50 (56). My to wszystko zrobimy, u nas jest najtaniej. Gdzie indziej zameldowanie kosztuje 100 euro, a u nas — w rublach. Zaproszenie od polskiego pracodawcy — jakiekolwiek, nie ma znaczenia, czy dobre, czy złe — i tak nikt na to szczególnie nie patrzy (w ostatnim czasie polskie konsulaty zaostrzyły kontrolę nad zaproszeniami od pracodawców oraz wykorzystaniem wiz — przyp. MOST). Samą procedurę złożenia dokumentów załatwiam ja — to będzie 1200 euro, połowa z góry, reszta w dniu złożenia.

Walentyna obiecuje załatwić wizę w ciągu kilku dni. Trzeba tylko dwa razy przyjechać do Grodna: najpierw odebrać przygotowane dokumenty w biurze, a potem złożyć wniosek w konsulacie. Nie ma rzekomo żadnej wideoweryfikacji ani kolejek — dokumenty trafiają bezpośrednio do konsulatu, procedura przebiega sprawnie, a wizę można odebrać już po dwóch dniach.

Aby „uspokoić klienta”, Walentyna proponuje osobiste spotkanie z mamą, dla której potrzebna jest wiza. Dodaje przy tym, że w Mińsku zapisanie się samodzielnie graniczy z cudem.

MOST nie rekomenduje korzystania z takiej formy pośrednictwa. Faktycznie, indywidualne zwrócenie się do konsula jest możliwe — z takiej ścieżki korzystają na przykład osoby objęte w Polsce ochroną międzynarodową, które zapraszają swoich bliskich z Białorusi, by nie narażać ich na niebezpieczeństwo. Jednak po pierwsze — nawet w takich sytuacjach nie ma gwarancji sukcesu, po drugie — nie potrzeba do tego żadnego pośrednika, a po trzecie — trudno uwierzyć, że taka ścieżka może działać masowo, zwłaszcza w oparciu o fikcyjne zaproszenia od pracodawców.

„Konsul już nie pracuje”. Białorusini tracą tysiące rubli na fikcyjnych pośredników wizowych

Często „pomocnicy” okazują się oszustami albo osobami, które rzeczywiście chcą pomóc, ale nie mają skutecznych narzędzi.

W tym samym czacie znaleźliśmy Walerija. Przyznał, że wydał ponad 1400 rubli (1585 złotych), ale wizy nie otrzymał. Historia zaczęła się w listopadzie — wtedy wrócił z Polski, żeby załatwić wizę dla swojej dziewczyny. Nawet nie próbowali zapisywać się samodzielnie — od razu poszli do pośrednika.

— Traktowano nas jak śmieci — wspomina. — Jeden z „pomocników” dosłownie powiedział: „Zamknij się, to ja tu mówię, co masz robić”.

Po nieudanej próbie z pierwszym „pomocnikiem”, Walerij zmienił pośrednika — ale znów bez rezultatu. Mijały miesiące, dziewczyna nadal była na Białorusi, a on musiał wrócić do Polski. Tam przypadkowo poznał rodaka, który polecił mu „zaufanego człowieka” — rzekomo miał możliwość bezpośredniego wpisu przez konsula. Tyle że nie za darmo.

— Przelaliśmy 50% — to było 1400 rubli (1585 złotych). Minął miesiąc — bez efektu. Wtedy poinformował nas, że „konsul już nie pracuje” i zaproponował zapis przez innego — już za 4800 rubli (5436 złotych) — opowiada Walerij.

Para nie otrzymała żadnych dokumentów. Według niego zmienili już pięciu pośredników. Teraz zamierzają spróbować w ostatniej agencji, gdzie również trzeba zapłacić z góry, ale — jak twierdzi — „mają dobre opinie”.