„Nawet nie zna liter alfabetu polskiego”. Białorusin z polskim paszportem dostał pismo z nakazem opuszczenia Polski — rzekomo od służb specjalnych

Andrzej (imię zmienione), Białorusin mieszkający w Polsce, otrzymał pocztą podejrzane pismo. Przyszło ono rzekomo z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), ale nadawca znajduje się… w Niemczech. W dokumencie poinformowano o anulowaniu jego karty pobytu z powodu „zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego” i wezwano go do opuszczenia Polski w ciągu 10 dni — pod groźbą deportacji. Problem w tym, że Andrzej jest nie tylko obywatelem Białorusi, ale i Polski. To niejedyny taki przypadek. Porozmawialiśmy z mężczyzną o tym, co mogą oznaczać takie pisma i co zamierza zrobić dalej.

Media informowały już o podobnych sytuacjach. „Nasza Niwa” pisała o dwóch Białorusinach, którzy dostali podobne pisma w Warszawie i Gdańsku. Andrzej mieszka w innym polskim mieście — ze względów bezpieczeństwa nie ujawniamy jego lokalizacji. Listy podpisane są rzekomo przez zastępcę szefa ABW Adama Ciszewskiego. Jednak ich autentyczność budzi poważne wątpliwości.

Treść pism jest identyczna, nie zawierają one danych osobowych adresatów, a wysłane zostały przez niemiecką pocztę. Według wstępnych ustaleń, adresy mogły pochodzić ze źródeł publicznych — adresaci prowadzą bowiem działalność gospodarczą. Andrzej również prowadzi firmę, a dane spółki są publicznie dostępne.

Dwa podejrzane listy Andrzej i jego wspólnik otrzymali 20 maja. Jak relacjonuje, koperty trafiły do biura firmy wieczorem. Odebrała je księgowa, zeskanowała zawartość i przesłała wspólnikom.

Po zapoznaniu się z dokumentami Białorusini początkowo uznali, że pismo dotyczy pracownika, który niedawno otrzymał wizę i podróżuje służbowo między Polską a Białorusią.

— [To nie mogło dotyczyć mnie], ponieważ jestem obywatelem Polski. A mój wspólnik nie ma nawet polskiej wizy. Przebywa na Białorusi i od dawna nie przyjeżdżał do Polski — zaznacza Andrzej.

Skonsultowali się z ChatGPT

Wtedy przedsiębiorcy postanowili sprawdzić dokument za pomocą ChatGPT. Andrzej opowiada, że właśnie w ten sposób dowiedział się, iż przywołane w piśmie artykuły ustawy „o cudzoziemcach” nie istnieją albo ich treść została błędnie przedstawiona, a sam dokument nie przypomina oryginalnego pisma urzędowego.

Autor listów powołuje się na artykuły 302, 329 i 331 ustawy „o cudzoziemcach”. Artykuły 302 i 329 faktycznie istnieją i dotyczą obowiązku opuszczenia terytorium Polski w określonych przypadkach, ale treść przedstawiona w otrzymanym piśmie nie odpowiada ich faktycznemu brzmieniu. Artykuł 331 został z kolei już wcześniej uchylony.

Wskazana w piśmie ustawa „o ochronie Rzeczypospolitej Polskiej” z 21 czerwca 2002 roku w ogóle nie istnieje. Jedynym aktem prawnym, który odpowiada cytowanemu oznaczeniu „Dz.U. z 2002 r. Nr 113, poz. 984”, jest ustawa z 20 czerwca 2002 roku „o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta”.

— Kopert w tamtym momencie jeszcze nie widziałem. Nawet pomyślałem, że księgowa mogła zapomnieć zeskanować jeszcze jakąś stronę, na przykład decyzję — wspomina rozmówca.

list
List, który otrzymał Andrzej. Fot. z jego prywatnego archiwum

„Pisały to osoby, które wcześniej mieszkały w krajach WNP”

Następnego dnia Andrzej odebrał listy z biura. Zdziwiło go, że na kopertach nie było żadnych danych nadawcy i że oba pisma zostały wysłane z Niemiec.

— Coś tu się nie zgadzało. Co ma wspólnego niemiecka poczta z Polską? — zastanawia się Białorusin. — Zwróciłem też uwagę na litery, które napisano [na kopercie]. Było widać, że osoba nie wie, jakie litery występują w języku polskim (litera „Ą” została napisana jako „A”, a zamiast „Spółka” było „Spolka” — przyp. MOST). Te specyficzne litery [ą, ó, ł] — oni ich w ogóle nie użyli. Nie wiedzieli, jak je zapisać. Od razu ułożył mi się w głowie obraz: pisały to osoby, które kiedyś mieszkały w krajach WNP, a teraz mieszkają w Niemczech.

list
Koperta, którą otrzymał Andrzej. Fot. z jego prywatnego archiwum

Po przeanalizowaniu dokumentów i podpisów Andrzej zauważył, że listy zostały zeskanowane.

— Było widać, że to zwykła kopia. Stało się jasne, że to fałszywka. Miałem wrażenie, że ktoś sprawdził po NIP-ie (numer identyfikacji podatkowej — przyp. MOST), kto jest właścicielem firmy, i to właśnie do właścicieli te listy zostały wysłane — mówi mężczyzna.

Zgłoszenie do ABW

Andrzej postanowił działać. Najpierw wysłał zgłoszenie elektroniczne do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, by poinformować o całej sytuacji. Następnie zawiadomił policję. Na razie nie otrzymał odpowiedzi z żadnej z instytucji.

— Napisałem też do niemieckiej poczty, żeby przynajmniej wyjaśnili, skąd dokładnie zostały nadane te listy. Następnego dnia odpisali, że sprawa jest w toku i odpowiedzą później — relacjonuje Białorusin.

Zdaniem Andrzeja, rozsyłanie takich listów może mieć związek z trwającymi w Polsce wyborami prezydenckimi, a ich celem jest destabilizacja.

— To jasne, że gdy Białorusin dostaje taki list, zaczyna pisać do różnych instytucji. Pojawia się panika. A w ten sposób przeciąża się pracę organów państwowych — ocenia rozmówca.

Inicjatywa Partyzanka zaleciła osobom, które otrzymały takie listy, by nie ulegały prowokacjom i zgłaszały sprawę do ABW, aby służby mogły zająć się ustaleniem sprawców.