„Rzucali butelkami, wspinali się na latarnie”. Jak Wrocław przyjął finał Ligi Konferencji, stał się miejscem starć kibiców, ale zyskał pieniądze i reklamę

„Rzucali butelkami, wspinali się na latarnie”. Jak Wrocław przyjął finał Ligi Konferencji, stał się miejscem starć kibiców, ale zyskał pieniądze i reklamę

Na meczu Chelsea i Realu Betis. Zdjęcie: Biuro Prasowe Urzędu Miejskiego Wrocławia

Khrystsina Haranina
Khrystsina Haranina

30 maja 2025, 12:00

Wrocław znalazł się w centrum uwagi piłkarskiej Europy: 28 maja na stadionie miejskim odbył się finałowy mecz Ligi Konferencji UEFA pomiędzy londyńską Chelsea a Realem Betis z Sewilli. Władze miasta słusznie podkreślały, że turniej będzie znakomitą reklamą dla Wrocławia. Jednak w przeddzień decydującego starcia zabytkowy Rynek przeżył sceny bardziej przypominające kibicowskie burdy niż promocyjne święto. Dziennikarka MOST była na miejscu i rozmawiała z tymi, którzy znaleźli się w epicentrum wydarzeń — zarówno na placu, jak i na stadionie.

Tramwaje z czerwonymi i niebieskimi tablicami

Jeszcze przed finałem wiceprezydentka Wrocławia Renata Granowska podkreślała, że Liga Konferencji to ogromna szansa dla miasta. To promocja w Europie i zysk dla wrocławskich firm.

Oczekiwano przybycia około 70 tysięcy kibiców — to znacznie więcej niż może pomieścić stadion (około 40 tysięcy widzów).

Przed meczem baza hotelowa Wrocławia była wyprzedana: pod koniec maja zarezerwowanych było 89% miejsc noclegowych, a ceny osiągnęły rekordowy poziom. Według serwisu Booking.com, dwie noce (27–29 maja) kosztowały co najmniej 1300 zł za osobę, a tylko w nielicznych hotelach można było znaleźć coś tańszego. W wielu przypadkach pobyt kosztował gości kilka tysięcy złotych.

Miasto przygotowało się na futbolowy najazd na szeroką skalę: zaangażowano około 2 tysiące policjantów, w tym funkcjonariuszy z Wielkiej Brytanii i Hiszpanii, którzy przyjechali, aby wspomóc polskich kolegów w zapewnieniu porządku.

Dla kibiców Chelsea i Realu Betis opracowano oddzielne trasy dojścia na stadion. Anglicy i Hiszpanie kierowali się do różnych wejść zgodnie z tzw. czerwonymą i niebieską linią transportu — tak, aby ich grupy nie stykały się ani przed meczem, ani po nim. Na tramwajach i autobusach pojawiły się odpowiednie kolorowe tabliczki.

fanaty
Fot. Biuro Prasowe Urzędu Miejskiego Wrocławia

„Słychać było wybuchy, niektórych kazano klękać”

Mimo przygotowań, dzień przed finałem centrum Wrocławia ogarnęła fala kibolskiej przemocy. Wieczorem 27 maja grupy angielskich i hiszpańskich kibiców starły się na Rynku i sąsiednim placu Solnym. Doszło do bójek: w ruch poszły butelki, krzesła i stoliki z ulicznych kawiarni. Policja musiała interweniować: przeciwko rozwścieczonemu tłumowi użyto gazu łzawiącego, a nawet armatek wodnych.

— Wieczorem poszliśmy z chłopakiem na spacer na rynek (główny plac miasta — przyp. red.). Wszystko było otoczone przez policję, po obu stronach ulicy siedzieli kibice — Hiszpanie i Anglicy, a między nimi stali polscy funkcjonariusze prewencji. Co jakiś czas słychać było wybuchy, niektórych kazano klękać. Ludzie rzucali butelkami, wspinali się na latarnie, oblewali się piwem — relacjonuje Iwanna.

„Weszły Hiszpanki i wszystko rozrzuciły”

Następnego dnia dziewczyna z niepokojem poszła do pracy: sklep, w którym pracuje, znajduje się zaledwie kilka minut od Rynku i wiedziała, że może ponownie znaleźć się w samym środku wydarzeń.

— Rano kibice spali na ławkach przy Galerii Dominikańskiej (centrum handlowe we Wrocławiu — przyp. red.). Już o dziesiątej po centrum jeździły policyjne furgonetki, a w południe kibice znów ruszyli w stronę Rynku, głośno krzyczeli, zaglądali do sklepów. Do mnie weszły Hiszpanki i wszystko rozrzuciły na sali sprzedaży. To było nieprzyjemne, straszne. Przez cały dzień czekałam, aż się skończy.

Wieczorem Iwannę znów odebrał jej chłopak: nie odważyła się wracać do domu sama.

— Przeszliśmy przez plac — było bardzo brudno: szkło, lepki asfalt, śmieci. Atmosfera odrazy i niepokoju. Tak nie powinno wyglądać miasto po wielkim święcie.

Centrum miasta jak opuszczona scenografia

Wieczorem 28 maja, na kilka godzin przed rozpoczęciem meczu, centrum Wrocławia zaczęło gwałtownie pustoszeć. Większość lokali zamknęła się wcześniej niż zwykle. Idziemy przez centrum podczas pierwszej połowy — dużo policji, cała ulica rozświetlona niebieskimi światłami.

Tylko w kilku miejscach, gdzie na letnich ogródkach ustawiono telewizory, niewielkie grupki ludzi spokojnie oglądały transmisję. Przy stolikach pozostawały wolne miejsca, atmosfera była raczej powściągliwa. Dowiedzieć się, że któraś z drużyn strzeliła gola, było łatwo — wtedy z różnych stron dochodziły okrzyki kibiców.

Około 21:50 weszliśmy do jednego z lokali, który zazwyczaj działa do północy. Ale barman z przeprosinami poinformował, że dziś zamykają wcześniej — z powodu kibiców.

Na placu o tej porze już pracowały służby komunalne. W trybie awaryjnym sprzątały szkło, śmieci i resztki kibicowskiej zabawy. Centrum, które miało stać się główną strefą świętowania, bardziej przypominało opuszczoną scenografię.

fanaty
Wrocław podczas finału Ligi Konferencji. Fot. czytelnik MOST

„Zaraz po gwizdku wyszła policja”

Na stadionie podczas finałowego meczu nie doszło do incydentów. Kibiców obu drużyn rozmieszczono w oddzielnych sektorach, a wokół samego stadionu wykluczono możliwość kontaktu między dwoma obozami kibiców. Według świadków, na arenie udało się stworzyć prawdziwe piłkarskie święto, a nie pole bitwy.

— Kibicuję Chelsea od prawie 20 lat i cieszyłem się, że moja drużyna zagra w moim mieście — opowiada Jewgienij. — Mam dobre doświadczenia z uczestnictwa w podobnych meczach. No i sam turniej — trzeci pod względem rangi w Europie — od razu obniża poziom emocji wśród najbardziej zagorzałych brytyjskich kibiców.

 

Według Jewgienija logistyka wokół stadionu była dobrze zorganizowana: kolejki były minimalne, wejście przebiegało sprawnie, a bezpieczeństwo było wyczuwalne — ale bez nadmiernej presji.

— Po wejściu widziałem, jak ludzie śpiewali piosenki, robili sobie zdjęcia, jedli przekąski i pili bezalkoholowe piwo. Alkoholowe piwo pili z puszek przed wejściem. Nie było żadnych konfliktów, mimo że — według moich odczuć — kibiców Betisu było 70–80 procent. Wszyscy spokojnie wyszli ze stadionu, gratulowali sobie nawzajem (Chelsea wygrała 4:1 — przyp. red.), wsiedli do podstawionego transportu i na tym wszystko się skończyło — wspomina Jewgienij.

Chelsea i Real Betis
Na meczu Chelsea i Realu Betis. Zdjęcie: Biuro Prasowe Urzędu Miejskiego Wrocławia

Miguel również był wśród widzów i potwierdza: atmosfera była spokojna, nie dochodziło do konfliktów.

— Zdziwiło mnie, że zaraz po gwizdku wyszła policja. Bali się chyba, że kibice Chelsea wybiegną? — zastanawia się. — Przed trybuną Betisu policji było o wiele mniej.

38 zatrzymanych

Kibolskie ekscesy trwały krótko, ale pozostawiły po sobie nieprzyjemne wrażenie. Według danych biura prasowego Urzędu Miejskiego Wrocławia, w ciągu dwóch dni — 27 i 28 maja — odnotowano 120 przypadków zakłócenia porządku. Interwencji policji było 950, a straży miejskiej — kolejne 250. Łącznie zatrzymano 38 osób, z czego 18 trafiło do aresztu, a ich sprawy są rozpatrywane w trybie przyspieszonym. Nie odnotowano informacji o poważnych poszkodowanych.

fanaty
Wrocław podczas finału Ligi Konferencji. Fot. czytelnik MOST

Niewielkie straty i duże nadzieje

Kiedy emocje opadły, miasto zaczęło podsumowywać wydarzenie. Służby komunalne pracowały przez całą noc — rano 29 maja centrum zostało uprzątnięte (zebrano około 8 ton odpadów).

Szkody okazały się zaskakująco niewielkie. W wyniku wybryków kibiców uszkodzonych zostało jedynie kilka siedzisk i ławek ulicznych, wybito szybę w jednym tramwaju, zniszczono kilka witryn, pękła donica na Rynku. Zgłoszono cztery wygięte maszty flagowe i siedem uszkodzonych stojaków rowerowych. Jeden z miejskich tramwajów musiał trafić do zajezdni, ponieważ chuligani pociągnęli za hamulec bezpieczeństwa i zablokowali jego ruch. Następnego dnia tramwaj wrócił jednak na trasę.

Przedstawiciele magistratu podkreślają, że korzyści finansowe z takiego międzynarodowego wydarzenia są nieporównywalnie większe niż koszty związane z usuwaniem skutków zamieszek.

Ostatecznie Wrocław osiągnął dokładnie to, na co liczył, choć z odrobiną goryczy w beczce miodu. O mieście zrobiło się głośno w Europie — najpierw w kontekście kibolskich zamieszek, ale potem także jako miejscu triumfu Chelsea: Anglicy zdobyli trofeum.

Podobne artykuły