Bialoruska programistka nie mogla wyjechać z kraju do Polski. Służby odnalazły jej zdjęcie z protestów

Zdjęcie ma charakter ilustracyjny. Fot.Georgy Rudakov / Unsplash
Bialoruska specjalistka IT regularnie podróżowała do Białorusi z Europy. Jednak w tym roku nie pozwolono jej opuścić kraju podczas próby wyjazdu do Polski. Jej historię opisał czytelnik portalu dev.by.
Według niego, koleżanka regularnie odwiedzała rodzinę na Białorusi i bez problemu wracała do pracy w UE. Tym razem jednak, przy wyjeźdzaniu do Polski, została zatrzymana na granicy. Powiedziano jej jedynie, że nałożono na nią zakaz opuszczania kraju i zasugerowano kontakt z wydziałem obywatelstwa i migracji.
— Tak zrobiła i dowiedziała się, że ograniczenie zostało nałożone kilka dni po jej wjeźdz‚ do kraju, z polecenia służb. Powodem było zdjęcie z protestów z 2020 roku, na którym znajduje się w tłumie na jezdni — opowiada czytelnik. — Wcześniej nie było żadnych sygnałów zainteresowania ze strony służb: żadnych telefonów, przesłuchań czy wezwań. Ostatecznie postawiono jej zarzuty z tzw. „ludowej ustawy”.
Kobieta nie została zatrzymana. Po kilku miesiącach śledztwa skazano ją na dwa lata tzw. „domowej chemii” (ograniczenie wolności i obowiązek pracy zarobkowej).
— Aby nie pogarszać swojego statusu jako „nieroba”, zatrudniła się w Białorusi. Nasza firma musiała zawiesić współpracę, choć wciąż staramy się ją wspierać. Mamy nadzieję, że jeszcze będziemy współpracować — mówi kolega z pracy.
Rośnie presja na osoby z protestacyjną przeszłością
Szef fundacji solidarności BYSOL Andrej Stryzhak informował wcześniej, że rośnie presja na osoby z protestacyjnym tłem, które wracają do Białorusi z zagranicy. Służby zaczęły wszczynać postępowania karne i wprowadzać zakazy opuszczania kraju.
„Poza klasycznymi zatrzymaniami na granicy lub aresztami po powrocie, teraz służby stosują taktykę wszczęcia postępowania i ograniczenia wyjazdu dla podejrzanego. Osoba nie trafia do aresztu, ale znajduje się pod dozorem i nie może opuścić kraju” — tłumaczył Stryzhak.