U Białorusinki w Polsce nawiązał się romans z kolegą z Argentyny. Wyjechała do niego — i trafiła w ręce domowego tyrana

Zdjęcie ma charakter ilustracyjny. Fot. Dekler Ph / Unsplash (fragment)
Policja w Argentynie uratowała Białorusinkę Aleksandrę M. i jej córkę Emilię przed domowym tyranem. Mężczyzna, z którym nawiązała romans jeszcze w Polsce, odebrał jej telefon i ukrywał ją nawet przed znajomymi. Alarm podniosła sąsiadka, która zobaczyła, jak Aleksandra płacze na podwórzu. Historię wyzwolenia Białorusinki opisał portal Diario Norte.
Z Markosem M. Aleksandra poznała się w Polsce. Młody mężczyzna (jest o dwa lata młodszy od Białorusinki) pracował w tej samej fabryce, była jego przełożoną. Nawiązali romans, a po pewnym czasie Markos zaproponował jej przeprowadzkę do Argentyny. Para doczekała się córki Emilii.
Początkowo przylecieli do Buenos Aires, ale stamtąd przeprowadzili się do stolicy prowincji Chaco — miasta Resistencia. Tam Markos się zmienił. Jeśli w Polsce parze zdarzały się drobne kłótnie, to w Argentynie Markos zaczął przejawiać agresję: odebrał Aleksandrze telefon, bił ją, a później przestał pozwalać jej wychodzić z domu. Jak pisze La Voz, kiedy ktoś ze znajomych przychodził do domu, Aleksandra musiała siedzieć w pokoju. Bała się ucieczki, a bariera językowa sprawiła, że z czasem znalazła się w całkowitej izolacji.
Cierpienie trwało półtora roku, a pomoc nadeszła niespodziewanie. Sąsiadka zobaczyła Aleksandrę płaczącą na podwórzu i zadzwoniła na gorącą linię dla ofiar przemocy ze względu na płeć. Do domu wkroczyła policja. W tym dniu Aleksandra była z córką, a jej partner grał w gry komputerowe. Białorusinka została przewieziona w bezpieczne miejsce.
Markos jest podejrzany o bezprawne pozbawienie wolności, został tymczasowo aresztowany na 10 dni. Grozi mu od dwóch do sześciu lat więzienia. Aleksandra z małą córką już wróciły do Białorusi.
— Marzę, by dać mojej córce dobre życie. Dom, miejsce do zabawy. I nauczyć ją właściwego wyboru osoby, która będzie obok — cytuje słowa Aleksandry La Voz.