Przepłynął graniczną rzekę, by uciec z Białorusi. Historia byłego więźnia politycznego w Białymstoku

Ryhor Yaustratau
Były więzień polityczny z Białorusi, Ryhor Yaustratau, po trzech latach więzienia za udział w protestach w 2020 roku uciekł z kraju, przepływając rzekę na granicy z Litwą. Jednak zgodnie z rozporządzeniem dublińskim został przekazany do Polski. Obecnie mieszka w Białymstoku, uzyskał ochronę międzynarodową i próbuje zacząć życie od nowa. Ryhor opowiedział o swojej ucieczce z Białorusi, życiu w ośrodkach dla cudzoziemców w Polsce i planach na przyszłość.
W 2020 roku, podczas protestów po wyborach prezydenckich na Białorusi, Ryhor należał do zamkniętego czatu podwórkowego w Mińsku, w którym było zaledwie 11 osób. Okazało się, że wśród nich byli prowokatorzy z milicji. Ktoś z nich wrzucił do czatu pomysł — zniszczyć samochód funkcjonariusza. Ryhor dał się sprowokować. Operacja była zaplanowana w taki sposób, że następnego dnia w propagandowych mediach pojawiła się publikacja o działaniach białoruskich protestujących.
Podczas zatrzymania Ryhor został ranny śrutem z broni gładkolufowej. Później stwierdził około 18 ran na ciele. Większość odłamków usunięto w więzieniu i szpitalu.
Musiał przepłynąć rzekę
Po odbyciu kary (trzy lata i dwa miesiące) Jahor początkowo nie planował opuszczać Białorusi. Szybko jednak zrozumiał, że pozostanie w kraju wiąże się z ryzykiem — funkcjonariusze milicji nie pozwolą mu na spokojne życie. Miał humanitarną wizę polską, ale z powodu zakazu wyjazdu nie mógł przekroczyć granicy oficjalnym przejściem granicznym. Białorusin musiał przepłynąć rzekę na granicy z Litwą. Był marzec, śnieg już stopniał, ale woda nadal była lodowata.
Aby przygotować się do ucieczki, Ryhor jeszcze w Mińsku przez kilka tygodni napełniał wannę lodowatą wodą i w niej siadał.
Ponieważ miał polską wizę humanitarną, Litwa — zgodnie z rozporządzeniem dublińskim — przekazała go Polsce. Najpierw trafił do ośrodka recepcyjnego w Dębaku pod Warszawą, później do ośrodka w miejscowości Grupa niedaleko Bydgoszczy. Dopiero za trzecim razem został przeniesiony do Białegostoku, gdzie mógł pracować i czekać na decyzję w sprawie ochrony międzynarodowej.
— Ponieważ moim celem było jak najszybsze podjęcie pracy, zacząłem prosić o przeniesienie do ośrodka dla cudzoziemców w Białymstoku. Do tego miasta przyjechałem w lipcu 2024 roku. W porównaniu z Dębakiem ośrodki w Grupie i Białymstoku wydały mi się jak pięciogwiazdkowe hotele, chociaż w rzeczywistości to zwykłe bloki mieszkalne z własną łazienką i toaletą w każdym segmencie.
Odłamek pod skórą
Pod koniec sierpnia 2024 roku w Białymstoku Ryhor zgłosił się do chirurga i opowiedział swoją historię więźnia politycznego. Białorusin skarżył się, że na jego ręce, głęboko pod skórą, pojawił się guzek. Chirurg przeprowadził badanie i stwierdził, że w ręce utkwił odłamek, który trzeba usunąć chirurgicznie.
— Nie wierzyłem i mówiłem, że to mało prawdopodobne. W 2020 roku, po zatrzymaniu w Mińsku, przewieziono mnie do szpitala, gdzie opatrzono rany i je zszyto. Nie sądziłem, że mogły pozostać jakieś odłamki. Ale mimo wszystko zdecydowałem się na operację. I rzeczywiście — lekarz w Białymstoku znalazł w mojej ręce odłamek w postaci gumowej kulki, której nie wykryto na Białorusi.
Kulka została przekazana Ryhorowi na pamiątkę, a on oddał ją do Muzeum Wolnej Białorusi w Warszawie.

„Komfort zależy od tego, kim są twoi sąsiedzi”
W Białymstoku w ośrodku dla cudzoziemców Ryhor mieszka już od 9 miesięcy. Mówi, że jego pobyt przedłużył się z powodu długiego rozpatrywania sprawy. W połowie lutego otrzymał pozytywną decyzję o ochronie międzynarodowej i już planuje wyprowadzkę.
— Ogólnie, z moich obserwacji wynika, że sprawy dotyczące ochrony międzynarodowej Białorusinów w Polsce rozpatrywane są w ciągu sześciu miesięcy. Natomiast Czeczeni, których jest tu dość dużo, nie mogą się zalegalizować nawet przez pięć lat i dłużej.
Ryhor opowiada, że dla rodzin w ośrodku dla cudzoziemców przydziela się osobny blok lub nawet dwa, jeśli jest dużo dzieci. W każdym pokoju są 2–3 łóżka, które zajmują prawie całą przestrzeń mieszkalną. Jeśli ktoś jest sam, może trafić do dowolnego pokoju, chociaż administracja stara się przydzielać pokoje według narodowości lub grup językowych.
— Jeśli ktoś mieszkał w akademikach, będzie całkowicie przygotowany na takie warunki. Poza tym komfort zależy od tego, kim są twoi sąsiedzi. To codzienne sprawy: czy można palić w pokoju, kto sprząta, kto hałasuje w nocy. Trzeba być gotowym na to, że o północy dwóch ludzi będzie głośno rozmawiać, a ty musisz wstać rano. Oczywiście, można spróbować zmienić pokój, ale nie wiadomo, czy nie trafi się na podobny problem. Ludzie tutaj są różni, każdy ma swoje problemy, w tym z alkoholem. Niestety, przez pewien czas mieszkałem w jednym bloku z osobą uzależnioną. Nie miał pieniędzy, więc dwa razy dziennie chodził do sklepów i kradł alkohol. Zdarzało się, że spał na ulicy lub na klatce schodowej, bo nie był w stanie wejść na piętro. Kilka razy zabierała go policja, kilka razy wysyłano go na leczenie na kilka tygodni, ale po powrocie znów sięgał po alkohol. Rozmowy z administracją nie pomagały. Idealnym rozwiązaniem byłby zamknięty ośrodek, który również znajduje się w Białymstoku. Nie można z niego wychodzić, często przebywają tam osoby, które łamią regulamin. Ale powiedziano mi, że zgodnie z prawem nie było podstaw, aby go tam skierować.
Przez 9 miesięcy Ryhor nie miał poważniejszych konfliktów w ośrodku dla cudzoziemców. Wspomina tylko jeden incydent — bójkę między Buriatem a Czeczenem.
— Sytuacja wyglądała tak: Buriat rano palił w swoim pokoju przy oknie, bez koszulki. Czeczeni to zobaczyli i zaczęli krzyczeć z zewnątrz, żeby się ubrał. Najwyraźniej odmówił. Tego samego wieczoru lub następnego dnia zaczaili się na niego. Każdy dostał kilka ciosów, ale Buriat trochę więcej. Były siniaki, ale nic poważnego. Oczywiście, nie wszyscy Czeczeni tacy są — większość doskonale rozumie, że znajdują się w świeckim, chrześcijańskim kraju. Ale czasem mogą uprzejmie zwrócić uwagę, że masz na przykład szorty powyżej kolan. W takich przypadkach wystarczy równie grzecznie odpowiedzieć, że takie są twoje tradycje i takie są tradycje miejscowych mieszkańców. Zazwyczaj to wystarcza.
Pomoc podstawowa, ale realna
Największą zaletą ośrodka jest bezpłatne zakwaterowanie w czasie rozpatrywania sprawy oraz trzy posiłki dziennie. Zasiłek wynosi zaledwie 70 zł miesięcznie.
— Oczywiście, to za mało na życie — te pieniądze są przeznaczone tylko na szampon, proszek do prania i inne środki higieny. Jeśli jednak ktoś opuszcza ośrodek i mieszka sam (na przykład w hostelu), otrzymuje 750 zł miesięcznie na poczcie. Jeśli nie masz dużej sumy pieniędzy, rodziny lub przyjaciół, u których możesz przeczekać ten okres, ośrodek jest jedyną opcją. Chociaż, z własnego doświadczenia wiem, że wielu ludzi, nawet mając pozwolenie na pracę, nie chce pracować. Nie rozumiem takich ludzi, ale to ich wybór.
Ryhor, gdy tylko trafił do ośrodka, od razu podjął pracę w jednym z zakładów w Białymstoku — jego wiza mu to umożliwiała. Obecnie uzyskał ochronę międzynarodową i chce również rozpocząć naukę.
— Lepiej iść powoli, małymi krokami. Zaczynam szukać mieszkania, zaczynam nowe życie. Uznałem, że zawody budowlane są najprostsze i jednocześnie dobrze płatne. Zamierzam zapoznać się z tym kierunkiem i znaleźć szkołę, w której zdobędę kwalifikacje elektryka, dekarza lub hydraulika. Jeszcze nie zdecydowałem. Później chcę popracować jako zwykły pracownik, żeby zdobyć prawdziwe doświadczenie. A za 2–3 lata może pomyślę o własnej działalności. Ale na razie nie wybiegam za bardzo w przyszłość — wszystko w swoim czasie.