„One tak szybko odczytują twój stan”. Lekarka z Białorusi nauczyła się jazdy konnej w Polsce — dziś to jej sposób na zdrowie psychiczne

„One tak szybko odczytują twój stan”. Lekarka z Białorusi nauczyła się jazdy konnej w Polsce — dziś to jej sposób na zdrowie psychiczne

Zdjęcie z archiwum Aleksandry

MOST
MOST

20 maja 2025, 14:51

Aleksandra ma 27 lat. Wiosną 2022 roku przeprowadziła się z Białorusi do Polski — do męża. Pewnego dnia podarował jej nietypowy prezent: wspólną lekcję jazdy konnej. To doświadczenie tak bardzo ją poruszyło, że od tamtej pory jazda konna stała się jej ulubionym hobby. W rozmowie z MOST opowiada o „hardkorze” na zajęciach, „połączeniu” z koniem, kosztach lekcji i sprzętu, a także o tym, dlaczego jazda konna tylko z pozoru wygląda jak „sport w wersji light”.

„Wow, to coś niesamowitego”

Po raz pierwszy myśl o jeździe konnej pojawiła się w głowie Aleksandry dwa lata temu. Podczas spaceru po jednej z warszawskich dzielnic przypadkiem trafiła w okolice stajni. Atmosfera i konie bardzo ją oczarowały, ale nie zdecydowała się wtedy zapisać na zajęcia.

— W tamtym momencie miałam ważniejsze sprawy do załatwienia. Na przykład nostryfikację dyplomu lekarskiego. Myślałam o jeździe konnej, ale nie skupiałam się na tym zbyt mocno — wspomina Białorusinka.

Pół roku później mąż podarował jej wspólną lekcję jazdy konnej. Jak mówi, była zachwycona tą niespodzianką.

Pierwsze zajęcia zachwyciły Aleksandrę nie tylko emocjonalnie, ale i fizycznie.

— Bardzo mi się podobało! Wyszłam z tej lekcji zainspirowana, z myślą: „Wow, to coś niesamowitego. Na pewno chcę to robić” — opowiada. — I jednocześnie byłam w szoku, jak intensywny był to wysiłek fizyczny. Kompletnie się tego nie spodziewałam. A przecież mam wysportowaną sylwetkę, ćwiczyłam jogę.

Aleksandra od razu zapisała się na kolejne zajęcia w tej samej stajni.

„Hardkor zaczął się, gdy zajęcia odbywały się w grupie”

Ponieważ wcześniej Aleksandra nie miała doświadczenia w kontaktach z końmi, pierwsze lekcje odbywały się na lonży — długiej linie, dzięki której instruktorka mogła kontrolować konia. W ten sposób Białorusinka ćwiczyła technikę jazdy konnej i umiejętność przechodzenia między różnymi chodami, poprawiając koordynację.

Później dołączyła do niej jeszcze jedna uczennica — zajęcia odbywały się w parach. Według Aleksandry nadal otrzymywała wystarczająco dużo uwagi od instruktorki. Ale to nie trwało długo.

— Hardkor zaczął się, gdy zajęcia zaczęły się odbywać w grupie. Plac, na którym ćwiczyliśmy, był sam w sobie niewielki, a gdy było nas pięcioro, robił się już tłok — wspomina.

Koszt zajęć był różny. Początkowo Aleksandra płaciła 130 zł za godzinę treningu. Gdy dołączyła druga osoba — 120 zł, a za lekcję grupową — 110 zł.

„Był koń, który nie lubił ludzi”

Z czasem Aleksandrę zaczęło niepokoić zachowanie koni. Jeśli koń kopał podczas zajęć, zdarzało się, że był uderzany. To wpływało na jego stan. Na przykład podczas przygotowania do jazdy — czyszczenia sierści, kopyt i zakładania sprzętu — koń się wzdrygał i cofał. Nie było wątpliwości, że odczuwał stres.

Nie można było samodzielnie wybrać konia. Zwierzęta były przydzielane przez instruktorów. A niektóre z nich, jak mówi Aleksandra, zupełnie nie nadawały się do pracy z ludźmi.

— Był koń, który ogólnie nie lubił ludzi, i trudno było zrozumieć, dlaczego w ogóle był wykorzystywany do treningów. Podczas przygotowań do jazdy potrafił gryźć. Na zajęciach nie dało się nawiązać z nim kontaktu — wspomina. — Czasem było wręcz strasznie, bo potrafił nagle zerwać się do galopu i nie dało się go zatrzymać. Trenerka w takiej sytuacji nie pomagała w uspokojeniu konia.

Aleksandra dodaje, że z czasem zbyt często przydzielano jej właśnie tego konia. Kilka razy próbowała wyjaśnić instruktorkom, że nie czuje się z nim bezpiecznie, ale jej uwagi były ignorowane. W końcu przestała widzieć postępy i zdecydowała się zmienić stajnię.

„Bajkowe miejsce”

Jeszcze wcześniej Aleksandra zauważyła konie nieopodal poprzedniej stajni i zaznaczyła to miejsce na mapie. Okazało się, że znajduje się tam klub jeździecki. Skontaktowała się z właścicielką, a ta zaprosiła ją na lekcję próbną — żeby ocenić poziom jazdy.

Na terenie klubu działały dwie stajnie. Jak później się okazało — jedna dla amatorów, druga dla profesjonalnych zawodników. Kompleks należał do małżeństwa, które prowadziło treningi.

— To było bajkowe miejsce, całkowicie magiczne — mówi Aleksandra. — Od razu zwróciłam uwagę na to, jak z szacunkiem traktowane są konie. Widać było, że [zwierzęta] są w harmonii z tym miejscem. Nawet jeśli chodzi o sprzęt — w poprzedniej stajni używano wędzideł z metalowym rdzeniem, które wkłada się koniowi do pyska. A tutaj — tylko elementy skórzane. Wydaje mi się, że są znacznie bardziej komfortowe.

Pierwsze zajęcia, według Aleksandry, przebiegły dobrze. Ale szybko okazało się, że wiele elementów wcześniej nauczono ją nieprawidłowo. Dlatego bez wahania zapisała się na kolejną lekcję.

„Opanowałam wszystkie biegi w tej skrzyni biegów: stęp, kłus, galop”

W nowym klubie Aleksandra trenuje indywidualnie. Przez pierwsze kilka miesięcy ćwiczyła dwa razy w tygodniu — zajęcia kosztowały ją 1200 złotych miesięcznie. Z czasem, z powodu większego obciążenia pracą, musiała jednak zmniejszyć liczbę treningów o połowę: rozpoczęła rezydenturę — pracę w jednym z warszawskich szpitali.

— Przez pierwsze dwa miesiące na zajęciach po prostu się oduczałam. Poprawialiśmy technikę, w tym wykonywanie zakrętów — wspomina. — Dziś czuję się znacznie pewniej — zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Widzę wyraźny postęp. Samodzielnie prowadzę konia. Opanowałam wszystkie biegi w tej skrzyni biegów: stęp, kłus, galop. Potrafię wykonywać przejazdy przez drągi, podstawowe skoki. To nie są jakieś ogromne wysokości, ale to jednak już skok.

„Konie szybko odczytują twój stan”

W nowym klubie Aleksandra pracuje stale z dwoma końmi: klaczą o imieniu Dewiza i wałachem Avatar. Z tymi końmi udało jej się zbudować relację opartą na zaufaniu.

— Konie to w ogóle bardzo wrażliwe zwierzęta. To niesamowite! One tak szybko odczytują twój stan i odzwierciedlają go w trakcie treningu… To jest wow! Jeśli zaczynasz jazdę w złym nastroju, to na sto procent koń to przejmie — opowiada Białorusinka. — Zazwyczaj przyjeżdżam na treningi w dobrym humorze. Ale czasami pojawia się taki lekki niepokój w tle. Wtedy staram się go nie przekazywać koniowi, tylko pozwolić mu zmienić mój stan. I to działa. Dlatego jeśli ktoś chce poprawić swoje samopoczucie, to jazda konna jest top.

Kask za 300 zł, buty z „Auchan” za 40

Jak mówi Aleksandra, jej hobby nie wymaga dużych wydatków — niemal cały sprzęt zapewnia klub.

— Mam własny kask. Kosztował 300 złotych. Ale nie trzeba go kupować — zaznacza Białorusinka. — Przed zajęciami można wziąć dowolny pasujący kask w stajni. Nie trzeba za to dopłacać.

Buty Aleksandra kupiła w Auchan za 40 złotych. Mówi, że są bardzo wygodne, służą jej już półtora roku i wyglądają jak prawdziwe buty do jazdy konnej.

Na trening zakłada „najzwyklejsze czarne legginsy”, polarową bluzę i kamizelkę.

„Czułam każdą partię mięśni”

Aleksandra uprawia rekreacyjną jazdę konną od półtora roku, ale wciąż zaskakuje ją, jak bardzo intensywny jest to sport.

— Wcześniej, gdy widziałam kogoś na koniu, wydawało mi się, że to wcale nie jest takie trudne. Myślałam, że większość pracy wykonuje koń, a jeździec działa na minimalnych obrotach — trochę kieruje wodzami, trochę przyciska nogami. Tak to sobie wyobrażałam — przyznaje.

W rzeczywistości, jak mówi, w siodle pracują wszystkie mięśnie jeźdźca. Wspomina, że po pierwszych lekcjach bolały ją nogi — od ud aż po kostki.

— Wydaje mi się, że czułam każdą możliwą partię mięśni w moich nogach — śmieje się. — Bolały też ręce i, co ciekawe, brzuch. Okazało się, że on również bardzo aktywnie pracuje podczas jazdy.

Zdjęcie z archiwum Aleksandry

„Chcę czuć się swobodnie z każdym koniem”

Aleksandra nie ma ambicji startowania w zawodach. Mówi, że jazda konna to dla niej hobby dla duszy i zdrowia psychicznego. Ale nie wyklucza, że jeśli trenerka zaproponuje udział w zawodach, z chęcią przyjmie taką propozycję. Na razie jednak stawia sobie inne cele.

— Nadal chcę nauczyć się prawidłowo nawiązywać kontakt i czuć się swobodnie i spokojnie z każdym koniem — mówi. — To dla mnie najważniejsze.

Podobne artykuły