„Przez cały rok krzyczałem na studentów”. Na Białorusi pedagoga z 20-letnim stażem zwolniono z uczelni za poglądy polityczne — teraz uczy w Polsce

„Przez cały rok krzyczałem na studentów”. Na Białorusi pedagoga z 20-letnim stażem zwolniono z uczelni za poglądy polityczne — teraz uczy w Polsce

Zdjęcie ma charakter ilustracyjny. Źródło: Buro Millennial / Pexels.com

MOST
MOST

22 maja 2025, 10:44

Kostanty (imię zmienione) — były wykładowca jednego z białoruskich uniwersytetów. Z powodu represji otrzymał „zakaz wykonywania zawodu” i postanowił wyjechać do Polski. Długo szukał pracy, pokonywał barierę językową i kulturową — i w końcu wrócił do nauczania. W rozmowie z MOST opowiedział, czym różnią się relacje między studentami a wykładowcami na Białorusi i w Polsce, porównał zarządzanie w szkolnictwie wyższym obu krajów oraz możliwości, jakie mają nauczyciele i studenci.

„Byłem gotów pracować w fabryce, na śmietniku — byle przeżyć”

W białoruskim uniwersytecie Konstanty przepracował ponad 20 lat. Po 2020 roku, jak wielu innych, padł ofiarą represji i stracił pracę. Jak sam mówi, nie było to zwykłe zwolnienie, lecz faktyczny zakaz wykonywania zawodu — nawet do uczelni prywatnych nie miał wstępu.

W 2021 roku Konstanty wyjechał do Polski. Wtedy jeszcze nie wiedział, czy uda mu się wrócić do zawodu nauczyciela.

— Najważniejsze było po prostu wyjechać. A potem — jak się uda. Byłem gotów iść do pracy w fabryce, na śmietniku — byle przetrwać.

Wysłał 30 CV — i cisza w odpowiedzi

Mimo wszystko Konstanty spróbował kontynuować karierę w edukacji.

— Zacząłem sprawdzać, czy moje kompetencje, dokumenty, kwalifikacje wystarczą, by pracować tutaj w tej branży.

Poszukiwania trwały prawie cztery miesiące. Ponad 30 wysłanych CV — i cisza, wspomina Konstanty. Aż pewnego dnia został zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną z dziekanem i kierownikiem katedry — i to zakończyło się zatrudnieniem.

Aby pracować jako wykładowca na polskim uniwersytecie, musiał uzyskać apostille dyplomu i potwierdzić znajomość języka polskiego i angielskiego. Uczelnia oceniała także kompetencje komunikacyjne i umiejętność pracy zespołowej. Ten etap okazał się najtrudniejszy dla Konstantego — głównie z powodu białoruskiej mentalności.

— My, Białorusini, mamy w sobie coś strasznego — bardzo źle się oceniamy. Było mi emocjonalnie trudno powiedzieć: „Umiem to i to”.

Przez cały rok krzyczałem na studentów

Konstanty znał język polski od czasów nastoletnich, ale prawdziwa komunikacja wymagała nauki od nowa. Trzeba było zrozumieć kulturowe niuanse.

— Przez cały rok pisałem maile do studentów z wykrzyknikiem. A potem kolega zapytał: „Dlaczego krzyczysz na nich?” Okazało się, że w Europie wykrzyknik w powitaniu odbierany jest jako krzyk. Byłem w szoku — przez cały rok krzyczałem na studentów w wiadomościach.

Terminologia, przeciwnie, nie sprawiła problemów:

— Jeśli masz solidne podstawy, szybko to opanujesz.

Przed pierwszymi wykładami Konstanty musiał się psychicznie przygotować na kontakt ze studentami. Mimo dużego doświadczenia dydaktycznego z Białorusi, różnice w podejściu były wyraźne.

— Pytałem kolegów: „Jak mam się zachowywać?” „Naturalnie”, odpowiadali. Ale co znaczy „naturalnie”, nikt nie potrafił jasno wyjaśnić.

Ostatecznie Konstanty postanowił wprost powiedzieć studentom, że nie jest native speakerem, i poprosił ich o cierpliwość wobec jego błędów oraz o to, by go poprawiali, jeśli zajdzie potrzeba.

Uniwersytet Warszawski
Dzień otwarty na Uniwersytecie Warszawskim. Kwiecień 2025. Fot. uw.edu.pl

Na Białorusi — ideologia, w Polsce — etyka

Swoją koncepcję nauczania Konstanty opisuje jako system z niskim progiem — czyli taki, w którym między wykładowcą a studentem budują się niemal przyjacielskie relacje. Taki model jednak nie jest powszechny ani na Białorusi, ani w Polsce.

— Bo to wymaga zaangażowania od wykładowcy. Przede wszystkim — emocjonalnego. Większość tego nie chce. Większość pozostaje na poziomie „tablica, katedra, biurko”.

Mimo to, w Polsce wykładowcy są bliżej studentów. Konstanty zauważa, że studenci mogą pić kawę z dziekanem albo kierownikiem katedry. A rektor idący po uczelni w stroju sportowym nie dziwi nikogo — może przecież wziąć udział w wydarzeniu sportowym uniwersytetu.

Polscy studenci — według obserwacji Konstantego — są bardziej otwarci i odważni w wyrażaniu opinii, a na Białorusi — bardziej powściągliwi.

— Bo tam jest ideologia, praca wychowawcza, lekcje patriotyzmu, strach. Tutaj — tego nie ma. Jest po prostu etyka. Wszystko wypracowuje się jakoś naturalnie — atmosfera, relacje, styl komunikacji. Nie prowadzi się do tego specjalnych zajęć.

Jeśli inicjatywa pochodzi z góry, studenci muszą ją zatwierdzić

Na polskich uczelniach działają Rady Uniwersytetów — 20% miejsc w nich zarezerwowanych jest dla studentów. Ich głos jest brany pod uwagę przy podejmowaniu decyzji.

— Jasne, nie ma co idealizować — studenci i kadra akademicka to różne „kategorie wagowe”. Ale za każdym razem, gdy ktoś na wydziale lub katedrze mówi: „A może spróbujmy jakiejś optymalizacji, zmian w procedurach, w sposobie działania”, dziekan albo kierownik katedry odpowie: „To ma sens tylko wtedy, gdy uzyskamy zgodę samorządu studenckiego” — mówi wykładowca.

To, jego zdaniem, bardzo różni się od ścisłej hierarchii, przyjętej na Białorusi, gdzie decyzje są przekazywane z góry i po prostu ogłaszane studentom.

Zdjęcie ma charakter ilustracyjny. Źródło: Buro Millennial / Pexels.com
Zdjęcie ma charakter ilustracyjny. Źródło: Buro Millennial / Pexels.com

W Białorusi rektorów się mianuje, w Polsce — wybiera

Na Białorusi rektorzy są mianowani przez Administrację Prezydenta, natomiast na polskich uczelniach są wybierani w drodze wyborów.

— Rektora się wybiera. Odbywa się cała kampania wyborcza. Jak do tego podchodzić — to już inna sprawa. Czasami wygląda to dość zabawnie. Sam nie uczestniczyłem, ale obserwowałem taką kampanię na swojej uczelni. Nie zauważyłem żadnych represji wobec osób, które zgłaszały swoje kandydatury, nawet jeśli ich poglądy znacznie odbiegały od oficjalnych. Wszystko odbywa się w formie swobodnych dyskusji. Kampania jest otwarta: otrzymywaliśmy powiadomienia mailowe o spotkaniach, tworzeniu kolegiów elektorów, głosowaniach itd. Wszystko jest dość przejrzyste.

Zarówno na białoruskich, jak i polskich uczelniach istnieją tematy wrażliwe — mówi Konstanty. Różne jest jednak podejście do nich.

— Na Białorusi tematy polityczne to całkowite tabu. Nawet symboliczny lajk może być powodem do represji — niezależnie od zawodu. W polskiej uczelni można wypowiadać się otwarcie, bez konsekwencji, o ile jest to wyrażenie prywatnej opinii. Można nawet krytykować swoją uczelnię. Najważniejsze — by nie robić tego w imieniu uczelni. W salach wykładowych tematy polityczne z reguły nie są poruszane — ani na Białorusi, ani w Polsce.

„Miałem dziewięćset godzin zajęć”

Na Białorusi etat Konstantego jako wykładowcy wynosił 900 godzin akademickich rocznie. W Polsce — 240. Tutaj istnieją dwa podstawowe statusy: wykładowca i wykładowca-badacz. Ci pierwsi mają 360 godzin dydaktycznych, ci drudzy — 240. Dodatkowo można uzyskać granty i zmniejszyć pensum na potrzeby pracy badawczej.

— 900 godzin to szaleństwo. Nie masz czasu ani na naukę, ani na odpoczynek, ani na człowieka w sobie. Po trzech wykładach z rzędu na Białorusi potrzebowałem kilku godzin, żeby dojść do siebie emocjonalnie. Zwłaszcza jeśli jesteś zaangażowany, jeśli ci zależy.

Wręczenie dyplomów w Wrocławskiej Akademii Biznesu. Fot. Wab.edu.pl
Wręczenie dyplomów w Wrocławskiej Akademii Biznesu. Fot. Wab.edu.pl

Pieniądze, granty i projekty

Na Białorusi granty to najczęściej środki państwowe. Kwoty były niewielkie, warunki surowe, a możliwość zakupu sprzętu — praktycznie żadna, wspomina Konstanty. Główne fundusze pochodziły z Ministerstwa Edukacji lub Funduszu Badań Podstawowych. Programy europejskie były niedostępne.

— W Polsce sytuacja wygląda inaczej. Istnieją trzy główne źródła: polskie fundusze państwowe, granty unijne oraz firmy prywatne. Po wejściu Polski do UE, szczególnie w latach 2007–2013, uczelnie otrzymały ogromne inwestycje. To był skok infrastrukturalny: budynki, laboratoria, sprzęt.

Działa tu także Erasmus — program mobilności akademickiej dla wykładowców i studentów.

Na Białorusi Konstanty również uczestniczył w programie Erasmus do 2020 roku, ale później Unia Europejska zawiesiła współpracę.

— Teraz mam możliwość wyjeżdżać, prowadzić wykłady, rozwijać się. Na Białorusi tego już nie ma. Poza tym, w Polsce konferencje są naprawdę międzynarodowe — biorą w nich udział naukowcy z Europy, Azji, Ameryki. Na Białorusi nazywano konferencję międzynarodową, jeśli przyjechali goście z Rosji, Chin czy Kazachstanu. Tutaj i konferencje, i granty, i publikacje — to wszystko działa naprawdę. A nie tylko dla papieru. I to się czuje. Po raz pierwszy od dziesięciu lat czuję, że znów zajmuję się nauką. Że to nie jest gra, nie symulacja, tylko prawdziwa praca. Że moje wysiłki mają sens. A to bardzo ważne uczucie.

„Odsiedział 10 dni — to już nie student”

Na Białorusi można zostać skreślonym z listy studentów z różnych powodów.

— Jeśli z jakiegoś powodu wypadasz z systemu — natychmiast cię wyrzucają. Powody mogą być różne: etyczne, polityczne, ideologiczne itd. Jeśli ktoś, dajmy na to, odsiedział 10 dni — to już nie student. W Polsce, z tego co wiem, takie sprawy rozpatrywane są indywidualnie. Nie słyszałem tu o takich przypadkach.

Jeszcze jedna różnica między systemem szkolnictwa wyższego w Polsce a na Białorusi to system oceniania. W Polsce jest on bardzo rygorystyczny i sformalizowany — nie da się wystawić oceny „na oko”. Prawie wszystkie egzaminy są pisemne.

— W Polsce osobisty stosunek wykładowcy do studenta praktycznie nie wpływa na ocenę końcową. Nie spotkałem się tu z tym. A na Białorusi, szczerze mówiąc, zdarzało się to dość często. Choć nie wiem, jak to wygląda teraz.

W Polsce nie ma obowiązkowego przydziału pracy po studiach, ale studenci często zaczynają pracować jeszcze w trakcie nauki.

— Z jednej strony ma to wpływ na jakość edukacji. Z drugiej — wszystko jest jasne: chodzi o to, by przygotować specjalistę, który później będzie pracować w swoim zawodzie.

O przyszłości białoruskiej edukacji

Pomimo wielu zalet polskiego szkolnictwa wyższego, Konstanty planuje wrócić na Białoruś, gdy będzie to bezpieczne. Wierzy, że zmiany są możliwe również w białoruskim systemie uniwersyteckim, ale — jak podkreśla — do tego potrzebne są wolność akademicka oraz integracja ze światową społecznością naukową.

Podobne artykuły