„Sklep działa dzięki mojej pensji z IT”. Białorusinki otworzyły w Warszawie niezwykłą księgarnię

„Sklep działa dzięki mojej pensji z IT”. Białorusinki otworzyły w Warszawie niezwykłą księgarnię

Alona i Włada. Zdjęcie z archiwum Alony

Ruslan Kulevich
Ruslan Kulevich

28 maja 2025, 08:00

Alona i Włada to współzałożycielki „Bukinistki” – księgarni w Warszawie. Można tu nie tylko kupić książki po białorusku i rosyjsku, ale też wypożyczyć rzadkie wydania, znaleźć lektury z dzieciństwa albo po prostu spędzić wieczór w towarzystwie miłośników książek. Na razie księgarnia przynosi straty, ale kobiety mają wobec niej wielkie plany. Dziennikarka MOST porozmawiała z nimi o tym, dlaczego otwarcie sklepu okazało się niełatwe, czemu niektóre egzemplarze trzeba chować i dlaczego czasem książki warto czytać nie w domu, a w ogrodzie przy księgarni.

Białorusinki od dawna są „w temacie książek”. Alona studiowała bibliotekoznawstwo w Mińsku, pracowała w Bibliotece Narodowej, a potem przeszła do IT. Włada prowadziła klub książkowy, ukończyła kursy moderatorskie i organizowała spotkania literackie.

Ich ścieżki mogły się nigdy nie przeciąć, ale wszystko zmieniła emigracja. Obie opuściły Białoruś w 2022 roku: Alona wyjechała do Warszawy, Włada – zanim osiadła w Polsce – mieszkała jeszcze w Gruzji i Uzbekistanie. Poznały się dzięki społeczności książkowej białoruskich emigrantów.

— W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że mam za dużo książek — wspomina Alona. — Wiedziałam, że ich nie przeczytam, ale przecież komuś innemu mogą się przydać. Tak narodził się pomysł, żeby je sprzedawać. Wiedziałam, że potrafię zorganizować biznes, ogarnąć dostawy, podatki, ale promocja to już nie moja działka. A Włada ma do tego talent.

— Kiedy Alona zaproponowała mi otwarcie księgarni, od razu powiedziała, że nie ma pieniędzy, żeby mi płacić — śmieje się Włada. — Może pokryć koszty książek i podatków. Ale wszystko, co zarobimy, będzie wspólne.

„Mamy książki w kartonach. Zapraszamy!”

Po długich rozmowach zabrały się do pracy: trzeba było znaleźć lokal, zarejestrować działalność i kupić pierwsze książki. Alona miała już działalność gospodarczą – w branży IT – więc po prostu zmieniła jej profil na księgarski.

Przez trzy miesiące szukały miejsca — przejrzały mnóstwo opcji. Ostatecznie „Bukinistka” działa w przedwojennej willi w jednej z najpiękniejszych dzielnic Warszawy — Starym Żoliborzu. Lokal wcześniej był mieszkaniem dobudowanym do trzypiętrowej kamienicy, w której mieszka właścicielka budynku.

— To był maj 2024 roku — wspomina Alona. — Oficjalnie wtedy uruchomiłyśmy działalność, ale otwarcie sklepu przeszło bez fajerwerków.

— Nie miałyśmy takiego prawdziwego otwarcia — dodaje Włada. — Po prostu w pewnym momencie wyniosłyśmy starą kanapę, wniosłyśmy kartony z książkami i napisałyśmy: „Mamy książki w pudłach. Zapraszamy!”

Bukinistka
Sklep „Bukinistka”. Zdjęcie z archiwum Alony

Książki, których nie znajdziesz w Polsce

Asortyment „Bukinistki” jest nietypowy jak na polskie realia. Można tu znaleźć książki po białorusku i rosyjsku — głównie od niezależnych wydawnictw. Jeśli jakiejś pozycji akurat nie ma na półce, można ją zamówić — właścicielki postarają się ją znaleźć.

— Ludzie przychodzą i mówią: „W dzieciństwie miałam taką książkę, bardzo jej szukam, ale nigdzie nie mogę znaleźć”. Na przykład „Małego Księcia” w konkretnym wydaniu. I my staramy się ją dla nich zdobyć — mówi Alona.

Jedną z cech wyróżniających księgarnię jest elastyczne podejście do czytania. Niektórych rzadkich egzemplarzy właścicielki nie chcą sprzedawać — wolą je wypożyczać: trzy książki można wypożyczyć na miesiąc za 50 złotych.

— Czasem trafiają się książki warte 100–200 dolarów i trudno jest wytłumaczyć klientom, skąd taka cena — opowiada Włada. — Na przykład niedawno miałyśmy książkę wartą 600 rubli białoruskich. Nie możemy po prostu wystawić jej za taką kwotę, ale możemy ją wypożyczyć, żeby więcej osób mogło ją przeczytać.

W „Bukinistce” działa też bookcrossing — odwiedzający mogą zostawić własne książki lub zabrać coś, co przynieśli inni czytelnicy.

„To wszystko to jedno wielkie wyzwanie”

„Bukinistka” wygląda jak przytulny kącik z książkami, ale za tym stoi wiele trudności.

— To wszystko to jedno wielkie wyzwanie — śmieje się Alona. — Ale jeśli miałabym wskazać największe zaskoczenie, to uruchomienie strony internetowej.

Chodzi o to, że polskie systemy płatności wymagają, aby tytuły i opisy produktów były w języku polskim. A wszystkie książki w księgarni są po białorusku i rosyjsku.

— Kupiłam domenę w listopadzie, ale dopiero teraz zatwierdzono nam system płatności — mówi Alona. — Musiałyśmy kombinować, żeby w ogóle nas uruchomili.

Obecnie księgarnia działa na minusie. I, jak przyznaje Alona, na sporym minusie. Właścicielki mogą albo zapłacić dostawcom, albo wypłacić pensje. Na jedno i drugie jednocześnie nie starcza.

— Sklep utrzymuje się z mojej pensji z IT — mówi kobieta.

sklep
Alona i Włada. Zdjęcie z archiwum Alony

„Jakie czasy – takie książki”

Tworzenie asortymentu również nie przebiegało zgodnie z planem.

— Kiedy zakładałam księgarnię, chciałam, żebyśmy miały konkretny profil: dobra współczesna proza, humanistyczny non-fiction. Ale życie to zweryfikowało. Każdego dnia ktoś pyta: „A macie ‘Bogaty ojciec, biedny ojciec’?” (książka Roberta T. Kiyosakiego i Sharon Lechter o niezależności finansowej i inwestowaniu – przyp. red. MOST) — opowiada Alona.

Niektóre tytuły, które dobrze się sprzedają, kobiety jednak zamawiają, ale starają się ich nie eksponować.

— Wiadomo, jakie czasy – takie książki — mówi Włada. — Czasem przymykamy oko, ale takie tytuły chowamy… na przykład w dziale ezoteryki. Nie zawsze łatwo je znaleźć, ale jeśli ktoś naprawdę szuka — znajdzie.

Księgarnia dla tych, którzy nie tylko czytają, ale też piszą

Do „Bukinistki” zaglądają nie tylko Białorusini. Przychodzą też Ukraińcy, Rosjanie, nawet Polacy zamawiają tutaj książki. Właścicielki mówią, że księgarnia stała się także miejscem spotkań — odbywają się tu premiery książek, kluby książkowe, a także klub pisarski. Uczestnicy tego ostatniego nie tylko omawiają książki, ale również uczą się pisać.

— Spotykają się wieczorem, zamykają księgarnię, siadają przy stole z herbatą, cukierkami — i za każdym razem wychodzą z gotowym tekstem — opowiada Alona.

Szczególną uwagę „Bukinistka” poświęca książkom niezależnych autorów.

— Z radością przyjmujemy na półki książki tych, którzy wydają je sami — mówi Włada. — To szansa dla autorów, którzy nie chcą współpracować z rosyjskimi wydawnictwami, ale szukają swojej publiczności.

Kolejny krok to uruchomienie wydawnictwa dla autorów-emigrantów.

— Obecnie jest bardzo wielu ludzi — Białorusinów, Rosjan — którzy piszą książki, ale z różnych powodów nie chcą zgłaszać się z nimi do rosyjskich wydawnictw — mówi Alona. — Tymczasem białoruskich wydawnictw, nawet na emigracji, jest za mało, żeby wydawać wszystko, co piszą autorzy na obczyźnie. Wiele z nich ma też dość sztywne ograniczenia — tematyczne czy gatunkowe — i nie chcą wszystkiego przyjmować. My chcemy dać takim autorom przestrzeń.

Właścicielki księgarni nie wykluczają, że już jesienią ukaże się pierwszy tom z tekstami członków klubu pisarskiego i autorów na emigracji.

Ciche czytanie w ogrodzie

Latem „Bukinistka” planuje poszerzyć swoją ofertę: w ogrodzie, do którego prowadzą drzwi księgarni, pojawią się „ciche czytania”. Odwiedzający będą mogli przyjść, wybrać dowolną książkę z półki, usiąść w ogrodzie z napojem i spędzić czas w spokojnej atmosferze. Jeśli książka przypadnie im do gustu — będą mogli ją kupić. Jeśli nie — wystarczy zostawić datek.

— Chcemy, żeby to miejsce stało się punktem przyciągającym ludzi myślących. Przestrzenią do czytania, rozmów i inspiracji — mówi Alona.

sklep
W ogrodzie przy „Bukinistce”. Zdjęcie z archiwum Alony

Podobne artykuły