Młodzi Białorusini zamieszkali na wsi na Podlasiu. Dziś odradzają dawne tradycje

Mark i Oksana. Fot. MOST
Mark i Aksana wraz z dwiema córkami zmuszeni byli wyemigrować do Polski. Osiedlili się na wsi na Podlasiu, tuż przy granicy z Białorusią, i zaczęli zajmować się ceramiką oraz bartnictwem. Swoje prace sprzedają przez platformy marketplace klientom z całego świata. I nie chodzi tylko o wyroby ceramiczne, ale nawet o barcie — duże, wydrążone pnie drzew, w których osiedlają się pszczoły. Projekt MOST „Belarusy mogut” odwiedził rodzinę i przekonał się, że styl życia przodków wciąż przyciąga młodych ludzi i może być nawet komercyjnie opłacalny.
Mark i Aksana pochodzą z regionu Pińska — białoruskiego Polesia. Mężczyzna przyznaje, że nigdy nie opuszczał swojej wsi. Dziewczyna studiowała przez cztery lata w Pińsku, ale przyznaje, że trudno było jej się przyzwyczaić do miejskiego stylu życia.
Po przymusowej emigracji rodzina dowiedziała się o wsi Czechy Orlańskie, siedem kilometrów od białoruskiej granicy. Tam się osiedlili. Wieś liczy zaledwie około 70 mieszkańców, głównie starszych osób, ale młodzi czują się wśród nich dobrze. Mówią, że czują się jak w domu.
Wielu mieszkańców mówi „po swojomu” — gwarą podlaską, przypominającą język białoruski. A Hajnówka, pobliskie miasto, uchodzi za centrum białoruskiej mniejszości w Polsce. Jak mówi Mark, gdy ktoś z miejscowych wyjeżdża dalej niż Podlasie, mówi się o nim, że wyjechał „do Polski”.
Cztery piece
W domu, który wynajmowali Białorusini, znajdowały się zarówno kuchnia węglowa, ruski piec, jak i tradycyjny piec podlaski. Niedawno rodzina kupiła tu własne lokum — drewniany dom za 60 tysięcy dolarów. Obecnie trwa jego remont. W nowym domu Mark również buduje piec — centralny punkt domu.
Jest też specjalny piec do wypału ceramiki. Tym zajmowali się jeszcze na Białorusi, a dziś ceramika to ich główne zajęcie. Naczynia i wyroby pamiątkowe wymyślają sami, a potem wystawiają je na platformach sprzedażowych i na własnej stronie internetowej. Zamawiają je klienci z całego świata, a raz czy dwa razy w tygodniu Mark jedzie na pocztę do Hajnówki z górą paczek. Żartuje, że to jego jedyny kontakt ze światem zewnętrznym.
Dla dzieci takim kontaktem stał się autobus, który codziennie wozi je do szkoły.
Dwie barcie wysłał do USA
Mark zajmuje się również prawdziwym bartnictwem — nie pszczelarstwem, gdzie dla pszczół buduje się ule. U Marka pszczoły mieszkają w barciach — wydrążonych w środku pniach drzew. Zafascynował się tym jeszcze w dzieciństwie, kiedy zauważył na podwórku starą, pustą barć.
— Widzę, że coś tam wlatuje — wspomina Białorusin. — Zainteresowało mnie to. Myślę: może to pszczoły. Pszczoły dają miód, a miód lubię. Znaczy — to coś dla mnie.
Tak udało mu się uprosić u babci swoją pierwszą barć.
Dziś robi je sam — ma nawet do tego specjalne narzędzia. Barcie potrzebne są nie tylko na własny użytek. Zamawiają je także inni ludzie, których interesuje ta tradycja. Dwie sztuki Mark wysłał nawet do USA.
Także Mark zajmuje się odradzaniem bartnictwa na Podlasiu. Jest zapraszany na prelekcje w szkołach, a o jego działalności powstają filmy dokumentalne.
Założyli profile w mediach społecznościowych
Białorusini założyli także profile w mediach społecznościowych, gdzie opowiadają o swoim życiu na polskiej wsi. Mówią, że w ten sposób chcą popularyzować Podlasie wśród Białorusinów.