„Mogę pracować nawet na oczach policji”. Białoruski artysta opowiada, jak rozkleja nurków po Warszawie

Michaś Miszuk. Zdjęcie z jego archiwum
Warszawiacy często spotykają w mieście namalowanych nurków – na ścianach budynków, kolumnach, konstrukcjach, pod mostami. Różnokolorowych i różnej wielkości, z flagami lub hasłami, z syrenami i innymi postaciami. To prace białoruskiego artysty Michasia Miszuka. Dziennikarz MOST porozmawiał z nim o tym, dlaczego wszędzie rozkleja swoje prace, skąd pomysł na nurków i jak mieszkańcy oraz służby komunalne reagują na tę twórczość.
Postać nurka pojawiła się w wyobraźni Michasia jeszcze w czasach studenckich, na ostatnich latach Białoruskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie studiował malarstwo filmowe. Wtedy pojawił się w nim lęk, że nie uda mu się znaleźć pracy w zawodzie. A to oznaczało konieczność „płynięcia z nurtem życia w nieznanym kierunku”. Tak narodził się nurek – i Miasiasz zaczął umieszczać jego wizerunek na budynkach w Mińsku.
– Nurek to ja, to moja osobista historia. Taki człowiek-skorupka, którego niesie nurt przeznaczenia. W tamtym okresie towarzyszyła mi niepewność. I nadszedł moment tego bohatera – postaci, która wyrusza w podróż i nie wiadomo, gdzie na końcu się wynurzy – opowiada Michaś.

Nie wandalizm, lecz drobne chuligaństwo
Jednak półtora do dwóch lat po ukończeniu akademii Białorusin znalazł pracę – zaczął tworzyć scenografie do teledysków, reklam i programów telewizyjnych. I postać nurka „z powodzeniem zniknęła” z jego życia.
Wrócił do niej dopiero po protestach w 2020 roku. Wtedy artysta zmuszony był wyemigrować – najpierw na Litwę, a później do Polski. Ponownie pojawiło się w nim poczucie niepewności, brak zrozumienia, co będzie dalej.
Po osiedleniu się w Warszawie Białorusin zaczął dużo spacerować i poznawać miasto. Z czasem poczuł, że chce wejść z nim w „twórczą interakcję”. Michaś postanowił, że chce zostawić po sobie ślad w miejscach, które odwiedza. Tak nurkowie zaczęli ponownie pojawiać się na murach i pod mostami.
– Mój nurek to jakiś przyjemny element w przestrzeni miejskiej, pewien miły dla oka obrazek. Jeśli was zaciekawi – możecie się przyjrzeć, jeśli nie – po prostu idźcie dalej. Ktoś mówi, że niszczę mury. Na to zawsze odpowiadam, że one i tak już są zniszczone: zaklejone reklamami albo pomazane graffiti. Sam siebie nie uważam za wandala, choć żartobliwie mówię, że to takie moje drobne chuligaństwo – opowiada Michaś.

Ofiary grafficiarzy
Michaś tworzy swoich nurków na papierze przy użyciu farb akrylowych, następnie wycina ich sylwetki i przykleja do ścian zwykłym klejem PVA. Standardowy rozmiar nurka to 90 centymetrów. Są jednak także większe prace. Największa – sześciometrowa – znajduje się pod mostem Śląsko-Dąbrowskim nad Wisłą.
Życie bohaterów na ścianach nie trwa długo – przeciętnie miesiąc lub dwa, i to tylko wtedy, gdy nikt ich nie rusza. Czasami Białorusin naprawia swoich nurków, doklejając brakujące części ciała. Takie odnowione postacie żartobliwie nazywa „frankensteinami”.
– Mój bohater najczęściej kończy swój żywot z powodu warunków atmosferycznych. Ale bywa, że zostaje zerwany przez lokalnych grafficiarzy, bo zasłonił ich malunek. Albo przez służby komunalne. Mimo to w Polsce czuję tę wolność, której brakowało mi na Białorusi. Tam sztuka uliczna napotyka wiele zakazów, a tutaj mogę przykleić nurka na ścianie nawet w obecności policji – opowiada Michaś.
Посмотреть эту публикацию в Instagram
„Posprzątaj kupę po swoim psie i ocal nowe adidasy”
Nurkowie Michasia nie pozostają obojętni na wydarzenia na świecie. Gdy w Gruzji procedowano ustawę o „agentach zagranicznych”, w Warszawie pojawił się nurek z gruzińską flagą. Podczas Marszu Równości w Warszawie artysta stworzył podwodnego bohatera z tęczowymi symbolami. Nie zabrakło też nurka z biało-czerwono-białą flagą. Jednego z nich Michaś umieścił za miejską kratą – to nawiązanie do „białoruskiej traumy”.

Pewnego razu Michaś postanowił zorganizować akcję społeczną: stworzył serię nurków, którzy w żartobliwy sposób zachęcali warszawiaków do sprzątania po swoich psach.
– Przyklejałem ich w swojej okolicy, bo u nas niezbyt chętnie sprząta się po pieskach. Starałem się wieszać nurków tam, gdzie psy najczęściej obsikiwały mury, albo tam, gdzie było prawdziwe pole minowe. Hasła były w stylu: „Posprzątaj kupę po swoim psie i ocal nowe adidasy” albo „Kupa twojego pieska to nie nawóz” – opowiada Michaś.
Inicjatywa wywołała duży oddźwięk. Białorusin spotkał się wtedy z falą hejtu w mediach społecznościowych. Niektórzy kazali mu „wracać do swojej Ukrainy”, myląc go z emigrantem z tego kraju. Inni twierdzili, że nie ma prawa dawać rad miejscowym. Jednak pozytywnych reakcji było znacznie więcej.

„Polak powiedział, że kolekcjonuje moich nurków”
Nurkowie zyskali już pewną rozpoznawalność w Warszawie – Michaś zaczął być rozpoznawany na ulicach, ludzie podchodzą do niego na wystawach i festiwalach, żeby się przywitać.
– Stoję kiedyś w parku i maluję, a tu podjeżdża rowerzysta. Na mojej sztaludze mam napisany swój Instagram, więc chyba mnie skojarzył. Mówi: „Zbieram kolekcję twoich nurków z syrenkami na swoim Instagramie. Chcesz, pokażę?”. Byłem też na festiwalu Warsaw Gallery Weekend. Wziąłem wtedy ze sobą nurków. Odwiedziliśmy z nimi około trzydziestu galerii i w każdej robiliśmy zdjęcia moim bohaterom – to była taka kampania promocyjna. I wtedy podchodzili do mnie ludzie, mówili, że mnie znają. Opowiadali, że widzieli nurków gdzieś w swojej okolicy albo gdzieś w mieście – mówi Michaś.
Nurkowie w innych krajach Europy
„Środowisko życia” nurków nie ogranicza się tylko do Polski. Białoruscy podwodniacy pojawiali się też na Litwie, w Danii, Niemczech, Włoszech, Portugalii i Francji. Michaś planuje umieszczać swoich bohaterów także w wielu innych krajach. Stara się, aby jego postacie wchodziły w interakcję z miastem, w którym się znajdują:
– Lubię bawić się symbolami. W Warszawie i Kopenhadze to na przykład syrenki – takie miejskie znaki. Byłem niedawno w Paryżu – tam pojawił się nurek z wieżą Eiffla.
